Pierwsze
dni szkoły były takie same: programy na cały semestr, nowi nauczyciele i coraz
większe przekonanie, że do końca życia zostanę sama. No cóż, przynajmniej tutaj - w końcu miałam swój sekret...
-
Marlena! – krzyk mamy wyrwał mnie z zamyślenia. Była sobota i właśnie
siedziałam z książką na parapecie, a w ręku trzymałam kubek z gorącą czekoladą i
rozkoszowałam się dudnieniem kropel o szybę - mój idealny dzień..
-
Marlena! – mama nie dawała za wygraną. Odłożyłam więc wszystko i wyszłam z
pokoju rzucając zniesmaczone spojrzenie Agnieszce – mojej młodszej siostrze, z
którą dzieliłam pokój. Nie miałyśmy ze sobą dobrych kontaktów, nasze rozmowy głównie
sprowadzały się do kłótni o komputer: ja lubiłam go używać do wynajdywania
nowych książek, blogów i czytania o gwiazdach - tych na niebie, a Agnieszka
siedziała na facebooku, obgadywała wszystkich na czacie i przeglądała
informacje o gwiazdach - tych z show biznesu. Przewróciła oczami na mój widok i
wróciła do swoich zajęć, a ja ruszyłam do kuchni, gdzie siedziała mama z
filiżanką parującej herbaty. To oznaczało tylko jedno...
-
Musimy porozmawiać – powiedziała i wskazała mi krzesło.
Kiedyś
musiała być ładną kobietą. Miała pociągłą twarz i piękne, błękitne oczy. Teraz
jej buzia pokryła się zmarszczkami, ręce bliznami, a włosy siwizną. Pracowała w
fabryce zabawek, gdzie często doznawała drobnych urazów.
Taty jeszcze nie było. Warzywniak, w którym pracował, był otwarty codziennie, więc szef zgodził się jedynie na wolny poniedziałek, więc weekendy spędzałyśmy z mamą.
Taty jeszcze nie było. Warzywniak, w którym pracował, był otwarty codziennie, więc szef zgodził się jedynie na wolny poniedziałek, więc weekendy spędzałyśmy z mamą.
-
Może od razu przejdziemy do rzeczy i ukrócisz mi tej udręki? – zaproponowałam.
-
Mama Kingi powiedziała mi, że macie dzisiaj imprezę klasową – powinnam się
była domyśleć, że o to chodzi.
-
Dobrze wiesz, że nie poddaję się takim konwencjom społecznym.
-
A ty dobrze wiesz, że powinnaś – odpowiedziała stanowczym tonem.
-
Normalni rodzice zabraniają dzieciom uczestniczyć w masowych popijawach.
-
Zobacz jaką jesteś szczęściarą! – odpowiedziała z przekąsem – Pojedziemy o 19,
a o 21 cię odbiorę.
-
Nie trzeba...to przecież dwie ulice stąd.
-
Ależ nie ma problemu. No, lepiej się szykuj.
Szykuj...
Niby jak mam się szykować? Otworzyłam szafę i odepchnęłam znajdujące się po
lewej stronie ubrania Agnieszki. Wtedy zostało tylko kilka t-shirtów, dwie pary
dżinsów, jedna zielona sukienka, czarna spódniczka z białą koszulą oraz
ogrodniczki. Wiedziałam, że wyjście jest tylko jedno. Pół godziny później
stałam przed lustrem i patrzyłam na siebie z obrzydzeniem. Sukienka sięgała
lekko za kolana, była dopasowana w talii i lekko rozszerzała się u dołu. U góry
był kołnierzyk i krótki rękaw. Mama zrobiła mi pięknego kłosa, aby poskromić
moja burzę loków. Kiedy wyszła narzuciłam na siebie sweter z gwiazdami i szybko
ukryłam go pod kurtką. Chciałam nadal czuć się sobą, choć odrobinę.
Kiedy
szłyśmy żadna z nas się nie odezwała. Sama nie wiem czego się spodziewałam.
Ucałowałam mamę na pożegnanie i weszłam na klatkę schodową. Przed windą stała
Kinga i Wiktoria. Nasze mamy się przyjaźniły – my nie bardzo.
-
Cześć – wymamrotałam. Kątem oka dostrzegłam, że obie są zdumione.
-
Hej, nie spodziewałam się, że wpadniesz – odrzekła Kinga.
-
No cóż, twoja mama zadbała o to, żebym się tutaj znalazła.
Winda
zaniosła nas na 4 piętro, gdzie zobaczyłyśmy otwarte drzwi, z których dochodziła głośna muzyka i rozmowy. Kiedy weszłyśmy do środka w progu stanął chłopak o
zielonych oczach.
- Zapraszam – powiedział lekko podpitym głosem,
a ja jęknęłam. Gdybym wiedziała, że impreza ma być u niego, to za żadne skarby
bym nie przyszła. Zostało jednak półtorej godziny i będę mogła wyjść. Wślizgnęłam
się za nimi do sporych rozmiarów salonu i zobaczyłam prawie cała swoją klasę.
Spóźniłam się zaledwie pół godziny, a większość już była pijana.
W tym samym momencie zobaczyłam biegnąca Gosię. Nie miałam pojęcia, gdzie się tak spieszy, aż zwymiotowała prosto na mnie. Wszyscy wstrzymali oddech, a ja z obrzydzeniem stwierdziłam, że jej dzisiejszy obiad wylądował na moim swetrze. Odwróciłam się na pięcie i odszukałam łazienkę. Próbowałam zmyć z siebie wymiociny, ale i tak śmierdziałam jak kubeł śmieci. Najgorsze było to, że mnie to ucieszyło, bo mogłam wracać do domu, a mama musi zaakceptować taką wymówkę.
Ktoś zapukał do drzwi.
W tym samym momencie zobaczyłam biegnąca Gosię. Nie miałam pojęcia, gdzie się tak spieszy, aż zwymiotowała prosto na mnie. Wszyscy wstrzymali oddech, a ja z obrzydzeniem stwierdziłam, że jej dzisiejszy obiad wylądował na moim swetrze. Odwróciłam się na pięcie i odszukałam łazienkę. Próbowałam zmyć z siebie wymiociny, ale i tak śmierdziałam jak kubeł śmieci. Najgorsze było to, że mnie to ucieszyło, bo mogłam wracać do domu, a mama musi zaakceptować taką wymówkę.
Ktoś zapukał do drzwi.
-
Tak? – zapytałam.
Drzwi
się otworzyły i stanął w nich gospodarz.
-
Wszystko okej? – zapytał zaciskając wargi.
-
Tak, dzięki...
-
To mogłabyś wyjść? – przerwał mi. – Gosia musi znowu zwymiotować.
-
Oczywiście.
Byłam
wściekła i czułam się upokorzona. Zbierało mi się na płacz, więc ruszyłam w
stronę zamkniętych drzwi. Kiedy klamka ustąpiła weszłam do środka. Odetchnęłam głęboko
i otworzyłam oczy. W pokoju stał olbrzymi regał z książkami i komiksami. Na
szafce nocnej leżały „Igrzyska Śmierci”.
-
Specjalnie zamknąłem te drzwi, żeby nikt nie wchodził – usłyszałam za sobą
znajomy głos.
-
Przepraszam – odmruknęłam cicho.
-
Wiesz w ogóle jak mam na imię? – zapytał, a ja zalałam się rumieńcem. Tylko się
uśmiechnął –Adam.
-
Marlena.
-
Wiem. Słuchaj – zaczął nerwowo – przepraszam za ten liścik pierwszego dnia.
Czasami...
-
Nie ma sprawy – rzuciłam i ruszyłam w stronę drzwi – na której stronie jesteś? –
przez chwilę milczał, a potem powiedział:
-
Katniss właśnie uratowała Prim..
-
Lepiej szybko bierz się za następny rozdział, jest niesamowity – dodałam i wyszłam.
W
domu mama szybko zabrała cuchnący sweter i w ramach przeprosin pozwoliła mi
siedzieć z książką do końca weekendu. W poniedziałek w szkole kiedy zobaczyłam
Adama, uśmiechnęłam się szeroko, on jednak rzucił mi pogardliwe spojrzenie i
odszedł z chłopakami.
Stałam
przez chwilę ,wpatrując się w oddalające się postacie. Wtedy zrozumiałam, że można
egzystować po cichu, albo głośno, z przytupem. Nie miałam wątpliwości co wolę.
Chcę być sobą, zawsze i wszędzie.
Chcę być sobą, zawsze i wszędzie.
Szkoda, że rozdział taki krótki... Ale nie zmienianto faktu, że mi się podobał :) Co prawda Marlenie nadal przytrafiają się okropne rzeczy, ale wierzę, że wkrótce będzie lepiej! :D
OdpowiedzUsuńIgrzyska Śmierci! *___*
hmm dziewczyna nie ma szczęścia, ale w sumie.. to się tym w ogóle nie przejmuje! to jest pozytywne nastawienie:D
OdpowiedzUsuń