Kiedy wysiadłam z samochodu, źle oceniłam odległość między krawężnikiem, a
chodnikiem i wylądowałam jak długa na środku ulicy, z rękoma rozłożonymi na
krzyż.
Prawdziwe czy nieprawdziwe? Prawdziwe.
Prawdziwe czy nieprawdziwe? Prawdziwe.
- Cholera - wyszeptałam podnosząc się do góry. Mama wysiadła, żeby sprawdzić
czy wszystko w porządku i zaczęła otrzepywać moje brudne dżinsy.
- Przestań mamo - powiedziałam widząc gapiących się uczniów. Pierwszy dzień w liceum zaczął się okropnie.
- Przestań mamo - powiedziałam widząc gapiących się uczniów. Pierwszy dzień w liceum zaczął się okropnie.
Ruszyłam przed siebie czując jak cieknie mi z nosa – głupia alergia.
Chłopcy, którzy palili papierosy w krzakach, też to widocznie zauważyli, bo
zaczęli się śmiać. Jak na złość nie miałam ze sobą chusteczek, więc pobiegłam
do najbliższej łazienki. Oczywiście nie mogłam jej znaleźć – w końcu nie znałam
tej szkoły. Kiedy już tam się znalazłam okazało się, że nie ma papieru i
musiałam biec do następnej. W końcu udało mi się wysmarkać. W tym samym
momencie rozległ się dzwonek. Zdenerwowana wybiegłam z kawałkiem papieru
toaletowego w ręce. Nie miałam pojęcia gdzie jest klasa numer 14. Korytarze
powoli pustoszały i robiło się cicho. Zawróciłam widząc numery 17 i 18. Biegłam
dalej, aż zobaczyłam srebrne cyferki. Wszyscy byli już w środku.
- Cholera – powiedziałam znowu i zapukałam, po czym nacisnęłam delikatnie
klamkę. Dwadzieścia siedem par oczu zwróciło się w moją stronę. Na środku stała
kobieta około czterdziestki, z ciasnym kokiem na głowie.
- Pierwszego dnia spóźnienie – powiedziała i wskazała mi ławkę – Siadaj.
- Przepraszam – wymamrotałam i zajęłam swoje miejsce. Oczywiście jedyna
wolna ławka znajdowała się tuż pod biurkiem nauczyciela. A więc to będzie moje
miejsce. Tak bardzo chciałam być na czas, aby zdążyć zając dogodniejszą
pozycję. Pierwszy dzień był dniem sądu. Ustalała się właśnie hierarchia w
naszej grupie. Skoro usiadłam tutaj, czyli na miejscu kujona, będę musiała tutaj
siadać już do końca liceum.
Nagle uświadomiłam sobie, że z ręki wystaje mi kawałek papieru toaletowego.
Czy mogło być jeszcze gorzej? Mogło.
Ktoś rzucił mi zwinięta kartkę na biurko. Odwróciłam się i zobaczyłam przystojnego chłopaka, o wielkich zielonych oczach. Na mój widok wybuchnął śmiechem. Szybko wróciłam do swojej pozycji i otworzyłam liścik. Niechlujne pismo układało się w cztery słowa:
Ktoś rzucił mi zwinięta kartkę na biurko. Odwróciłam się i zobaczyłam przystojnego chłopaka, o wielkich zielonych oczach. Na mój widok wybuchnął śmiechem. Szybko wróciłam do swojej pozycji i otworzyłam liścik. Niechlujne pismo układało się w cztery słowa:
Masz kozę pod nosem.
Zrozpaczona chwyciłam policzek i poczułam, że cała jestem ubrudzona swoimi
własnymi smarkami. Miałam ochotę krzyknąć i uciec, ale to by mi nie pomogło.
Wytarłam więc buzię i wyjęłam podręcznik do języka polskiego. Byłam w klasie
humanistycznej, przez co miałam nadzieję, że to będzie mój ulubiony przedmiot. Pani
Walencja podała kilka kartek, które miałam podać dalej. Rzuciłam je na ławkę za
sobą nawet nie patrząc na siedzących tam chłopców. Była to lista lektur.
Ucieszyłam się, ale entuzjazm szybko się ulotnił. Moje oczy wyłapywały
nazwy książek: „Chłopi”, „Noce i dnie”, „Dziady”, „Pan Tadeusz”. Jęknęłam. W
gimnazjum nasza polonistka, pani Szwaczka pozwalała nam czytać ulubione
książki. Przypomniałam sobie swój referat na temat „Gwiazd naszych wina”, w
którym omawiałam metaforę papierosa, jako siły sprawczej umierania. Pani
Walencja wyjaśniała właśnie program zajęć i wyznaczała terminy wypracowań
na najbliższy semestr. Notowałam bezmyślnie chcąc jak najszybciej wrócić do
domu.
Tak jak podejrzewałam, do końca dnia siedziałam sama w pierwszej ławce. Nie
zamieniłam z nikim ani słowa, bojąc się, że wszyscy zauważyli moją usmarkaną
buzię. Całe szczęście nikt nie odzywał się też do mnie.
Kiedy jadłam kanapkę na ostatniej przerwie, zauważyłam, że już zaczęły tworzyć się grupki. Kilka osób znało się z poprzedniej szkoły, byli też skejci i wymalowane dziewczyny, w krótkich spódniczkach. Od razu zauważyłam drużynę piłkarską oraz ludzi słuchających punk rocka. Potem spojrzałam na swoją koszulkę z napisem: Always i znakiem Insygnii Śmierci. Uśmiechnęłam się do siebie. Ludzie mówią „samotny w tłumie”,a ja byłam towarzyska w samotności.
Kiedy jadłam kanapkę na ostatniej przerwie, zauważyłam, że już zaczęły tworzyć się grupki. Kilka osób znało się z poprzedniej szkoły, byli też skejci i wymalowane dziewczyny, w krótkich spódniczkach. Od razu zauważyłam drużynę piłkarską oraz ludzi słuchających punk rocka. Potem spojrzałam na swoją koszulkę z napisem: Always i znakiem Insygnii Śmierci. Uśmiechnęłam się do siebie. Ludzie mówią „samotny w tłumie”,a ja byłam towarzyska w samotności.